Archiwum 28 sierpnia 2020


Nie będę cicho
28 sierpnia 2020, 22:53

Mam obawy. Tak bardzo chciałam pisać o sobie, puścić moja osobistą historię w świat, ujawnić siebie prawdziwą, bez masek, bez ściemy. Gdy siedzę i myślę o pisaniu, słowa w szczerości same się układają. Gdy siadam do pisania, czuję obawy. Strach, że zostanę oceniona, wyśmiana, uznana za nienormalną, za wywrota, za emocjonale dziwadło. Pisząc, mam wrażenie że zatracam swą szczerość, czuję że mam się postarać, dobrze wypaść, najlepiej tak, by nikt sobie o mnie źle nie pomyślał. I czuję blokadę, cholera. Wciąż jest we mnie zapis, że taka jaką jestem jest nie do przyjęcia. Że mam być kimś innym, byle nie sobą. Że moja prawda jest nie do przyjęcia. Że nie mam prawa mówić o sobie, o tym co czuję i co myślę. Że nie mam prawa mówić o tym, co mnie spotkało, bo to wszystko mi się tylko wydawało, wymyśliłam to sobie, jak zawsze twierdziła moja święta mamusia. Nie mam prawa mówić o kłamstwie, o obłudzie, o skurwysyństwie bezczelnych nieomylnych dorosłych, dających sobie prawo do krzywdzenia dzieci w imię ich dobra, bezwstydnie obdzierających niewinne istoty z godności, udając bogów i żądając szacunku za poniżanie i odrzucanie. I zapierdalających potem do kościółka ze złożonymi rękami i niemal na kolanach, bo oni kurwa tacy święci. A w domu piekło. Zero miłości. Nienawiść. Wściekłość. Piana na ustach. Zero ciepła, wsparcia, uwagi, spokoju. Nie będę już cicho. Opowiem o was całemu światu. 

Cała Ona
28 sierpnia 2020, 22:21

Była sama. Sponiewierana, zagubiina i zlękniona. Matka wiecznie zła, niezadowolona, wrzeszcząca, rozkazująca i czepiająca się. Zero uśmiechu, nigdy radości, choć odrobiny zadowolenia. A Ona tak się starała. Robiła wszystko co w Jej mocy. Tak bardzo pragnęła sprawić, by matkę zadowolić, by odjąć jej zmartwień i cierpienia. Chciała wziąć od niej to cierpienie, by matce było lżej. By wreszcie zobaczyć w niej spokój. By móc się przejrzeć w jej wiecznie nieprzytomnych, przysłoniętych wściekłością oczach. By wreszcie móc poczuć, że ma matkę. By matka wreszcie dostrzegła, że ma drugą córkę. Nie widziane, nie docenione starania małej zrozpaczonej dziewczynki, która czuła że jest niepotrzebna, zbędna. Że jest jedynie problemem, że przysparza tylko kłopotów. Najlepiej gdyby zniknęła, gdyby jej nie było. Ale nie, bo na kim matka by się wyżywała? Na kogo by wylewała swe niezadowolenie? Kogo by wykorzystywała do spełniania swych oczekiwań, kogo by traktowała jak użyteczny przedmiot, który ma  bezbłędnie spełniać swoją funkcję i nic poza tym? No to spełniała, wierząc że tak trzeba, że to jest właśnie miłość. Krzywda, porzucenie, nienawiść, karanie i spełnianie cudzych oczekiwań. Wyrzekanie się samej siebie i poświęcanie sie, karmione i napędzane wciąż nadzieją głodnego miłości serduszka. Czy miałaś w ogóle serce, kobieto zwana matką?